środa, 23 grudnia 2009

Święty napis

Nareszcie!!


Na początku zadam pytanie, może nie na miejscu ale z racji reszty tekstu wymagane.
Słyszeliście o kradzieży napisu "Arbeit macht frei" znad bramy Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau, popularnie zwanego Nazistowskim Obozem Zagłady w Oświęcimiu, często mylnie nazywanym Polskim Nazistowskim Obozem Zagłady?
Głupie to pytanie, więc nie oczekuję na nie odpowiedzi. Chyba każdy Polak i każda Polka (muszę uważać na modne ostatnio Parytety) słyszeli o tej wielkiej tragedii dla całego świata.
Oczy wszystkich narodów zwrócone były na Polskę. Od Europy po Ameryki. Prezydenci potęg gotowi byli wydać odpowiednie decyzje militarne w celu odzyskania napisu...
I to było to, na co czekały nasze media. Ile można mówić o świętach i pogodzie? Od 1,2,3,4,5,6..(też tak macie że jak przyjeżdżacie do kogoś to on mówi: "mógłbyś przełączyć na piątke?" wszędzie ta sama, szokująca informacja.
Stanowiska rozstawione 24h na dobę przed muzeum. Może ktoś przyjedzie jeszcze coś ukraść? Muszą być gotowi na każdą ewentualność. Wszystko to dla naszego „ukochanego” widza. (za tydzień usłyszymy: „naszą relacje z obozu, oglądało 6 mln osób. Dziękujemy…” Złotouści reporterzy rozpościerają nam wizje kto, jak i dlaczego? Animacje, symulacje, jak za granicą.
Czy byli to komandosi z organizacji nazistowskiej którzy na zlecenie szalonego naukowca ukradli napis, po wcześniejszym naszprycowaniu ochrony muzeum tabletkami gwałtu (ochrona nic nie widziała i nic nie słyszała). Ale, po co komu ten napis?
Dla naukowca, który chce władzy nad światem a jego maszyna do niszczenia świata uruchamiana jest napisem? Może to dla jakiegoś szalonego kolekcjonera, który zamierzał przed napisem uprawiać orgie seksualne, a może byli to zwykli handlarze złomem? Zwykli nie zwykli, ale super przygotowani, ominęli zasieki, mieli świetne rozeznanie w terenie i sprzęt. Ślady dzików i saren w lesie opodal to tez robota tych ludzi... A może i nie ludzi, bo wszystko by się zgadzało, bo to świnie nie ludzie!!
Tak czy siak była to grubsza robota. Przecież muzeum było dobrze strzeżone. Procedury z samą Krakowską policją były wymyślane. Więc kamery były wszędzie tylko nie na bramie głównej, no, bo czy ktoś kiedyś widział żeby coś ukradli przez bramę główna?
Zaczęła się afera na całego. Policja z politykami, w to mi graj. Wizje roztaczała przed narodem straszne. Opozycja, że to skandal, jak to opozycja.
Szef policji z góry stwierdził, że odnaleźć napis będzie ciężko (taki zawór bezpieczeństwa) nawet, że prawie się nie da i że taki napis we wszechświecie to jak kropla w morzu złomu.

Policja ruszyła do akcji. Tysiące policjantów, helikoptery, łodzie, psy tropiące, ABW, CBŚ, nawet dwójka agentów z reklamy Simplusa brała udział w poszukiwaniach.
Premier wściekły, jego wściekłe oczy były w te dni wyjątkowo wściekłe i przenikliwe. Czyżby gdzieś na sali widział rabusiów?
Być może wiedział coś, o czym my nie wiemy?
Może napis był komuś potrzebny?
Czerwona linia rozdzwoniła się na nowo, pośpieszne konsultacje z Szimonem P., Żydzi gotowi zaatakować..o matko...Pośpieszne wyjaśnienia na łonie ONZ, że to na pewno nie Palestyńczycy.

Trzeba było coś z tym zrobić.
Jest taki jeden magiczny sposób. W Polsce zawsze się sprawdza. Nazywa sie to 100000 zł, słownie: sto tysięcy złotych nagrody, za wskazanie złodziei. I dobrze, że się tak stało, policjanci mieli juz dosyć kitrania się po krzakach niedaleko komisariatów i jeżdżenia w kółko. To są szczwane lisy, wiedzieli, że nagroda wszystko załatwi.
Stało się. Rozdzwoniły się telefony. Najpierw zaczęli spekulanci i starsze panie, one są zawsze czujne i każda najmniejsza sprawa jest dla nich podejrzana. Dzwonią codziennie wiec i zadzwonią jeszcze raz. Policjanci źli, bo to robota próżna a oni te panie dobrze znają. Potem dzwonią życzliwi, co sie z sąsiadem o miejsce na parkingu pokłócili. Na końcu drżącą ręką dzwoni sam złodziej. Okazuje się, że z dealu nici, że zleceniodawca ich olał, a policja depcze im po piętach.

22.12.2009 to takie Polskie 2012, tę datę będziemy pamiętać, być może będzie to nasze małe święto państwowe. Tak czy siak, uciecha dla polityków i policjantów wielka. W końcu coś się udało. Pomimo zimy stulecia, paraliżu komunikacyjnego udało się tak szybko odzyskać napis, uratować honor Polski w oczach świata. Tak jesteśmy bohaterami. Podziękowania i gratulacje płyną z całego świata. Oczywiście prezydent i premier starają się wykazać ich zaangażowanie i to, że normalnie nie spali już czwartą noc. Premier rozdaje nagrody, za tak szybkie i sprawne odbieranie telefonów. W powietrzu wyczuwalny jest ogólny spontan i szczera radość.

Euforia powoli mija. Zaczynają się pytania. Co z napisem? O złodziei nikt nie pyta wiadomo Złodzieje….Najwyższa kara i bye, bye na 10 lat.

Znienacka tragiczna wiadomość obiega cały świat, napis został pocięty na 3 części. Być może przeżyje. „Nasi chłopcy się nim zajmą” mówi owłosiony niczym bezdomny z Centralnego, dyrektor muzeum w Oświęcimiu. Uff słychać było w tłumie gapiów. Napis będzie żył. Długa droga do tego. Niestety, ale nie jest to takie proste. Przede wszystkim ekspertyzy, na to, to, co najmniej ze 200000 zł słownie: dwieście tysięcy złotych. Potem długotrwałe i pracochłonne spajanie…. Muszą zdążyć przed końcem stycznia. Przecież delegacja Żydów, oraz nasi politycy MUSZĄ przejść pod oryginalnym napisem. Gdyby nie nasze media nikt na świecie by się nie dowiedział o fakcie kradzieży. Ale co z oglądalnością?

Czas na konferencje prasową. Policjanci uśmiechnięci i weseli. Po drugiej stronie Sali panowie w białych kitlach, pierwsza myśl, lekarze. Może będą potrzebni, gdyby jakiś redaktorzyna o słabym sercu zobaczy zniszczony napis i zemdleje. Nie…oni są naukowcami i będą prezentować napis. Białe kitle są po to żeby napis nie złapał jakiegoś wirusa, na przykład od kamery albo mikrofonu. . Mogłoby to być dla niego zabójcze. Zresztą kitel dużo poważniej wygląda. W trakcie konferencji prasowej dowiadujemy się, że W napisie brakuje litery „i”. Na Sali konsternacja i pytania, dlaczego? Jak to? Odpowiedź jest prosta. Wszystko dla dobra śledztwa. Zdecydowano się nie ujawniać tego faktu na okoliczność gdyby pojawiły się na rynku podróbki. Na szybko sklecone w warsztatach ślusarskich w całej Polsce.. W tym też, jesteśmy dobrzy. Śledczy musieli brać pod uwagę wszystkie okoliczności

Wszystko dobrze się skończyło. Złodziejami okazało się pięciu cwaniaczków z Pomorza, bez narzędzi i przygotowania. Na terenie obozu spędzili całą noc. Zabrakło im do szczęścia tylko grilla i jakiejś flaszeczki. Muszę przyznać, że fajny klimat przed świąteczny sobie chłopaki zorganizowali. Najpierw wyprawa do Oświęcimia. Jechali przez całą Polskę, w śnieżyce i mróz. Jak już dojechali, okazało się, że kombinerki i śrubokręt mc Gyvera to za mało? Całą noc się przemęczyli to zaczęła się ich życiowa przygoda. Ucieczka, pościg, aresztowanie i więzienie. Przypomina mi się scena z filmu Monty Pythona „Żywot Brayana”, gdy po samobójczej ataku oddziału, jeden zumierających mówi do drugiego:, „ale żeśmy im pokazali, co..?”

Zleceniodawcą ponoć jest jakiś Szwed.. może nie Szwed, tylko ktoś kto tam mieszka. Ale na odpowiedź musimy jeszcze trochę poczekać.

Suma sumarum, był to głupi i obrzydliwy czyn. Kamera przy bramie się pojawi. A na kanwie tych wydarzeń powinien powstać film, z napisem, policjantem i polską flagą w tle.

Teraz czekać tylko aż na Krakowskim rynku będzie można kupić broszkę lub spinkę do kołnierza z napisem „Arbeit macht fre” – 2009 pamiętamy…