piątek, 29 stycznia 2010

Na chwilę

Jeśli ktoś myśli że to już koniec....to się myli. Niestety, bezustanna orka w pracy, nie pozwala mi na płodzenie głupot. Może zacznę pisać rzeczy mądre?
Pozdrawiam

czwartek, 21 stycznia 2010

Wszystko to co kocham

Może i specjalistą, ani krytykiem od filmów nie jestem. Ale jakiś tam swój rozum mam.
Któregoś pięknego dnia, zobaczyliśmy wraz z małżonką reklamę filmu "Wszystko to co kocham" Młodość, bunt, Punk Rock. Wszystko w rytm muzyki, młodości i pogo!! Postanowiliśmy się na niego udać....Rany a był taki wybór filmów!!!
Jako młody Punk Rockowiec, na kilkudziesięciu undergrundowych koncertach byłem, może nie w latach 80-tych, ale naprawdę w okresie gdzie imprezy te, nie miały charakteru komercyjnego. Niestety mam małe pole do porównania, bo na filmie nie było praktycznie żadnego koncertu punk rockowego!! Ale jak wygląda, jak myśli i zachowuję się Punk, na pewno wiem!!
Wracając do filmu. Na początek wspomnę tylko że najważniejszym elementem, jaki chciał reżyser pokazać to fakt że kiedyś paliło się bardzo dużo papierosów. Palą wszyscy, wszędzie i zawsze. Ale jak to w całym filmie było, bez hardcoru bo współczesne papieroski palili. To samo dotyczy się strojów. Każdy nosi nie zidentyfikowane bliżej buty, spodnie, bluzki, kurtki...ale jakoś podjeżdża mi to New YOrkerem, albo innym badziewiem. No bo po co długo szukać jak tam przecież prawie identyczne rzeczy mają. Spodnie, już na gotowo poprzecierane a kurtki jak by z innej epoki. Ale niestety nie z tej co potrzeba!! Wszyscy ubrani na kolorowo i modnie, wytłumaczeniem może być że to może jakieś wyjątkowo bogate miasto, sami marynarze, hilife? Szkoda że moda wyglądała na przełom 2008-2009, czyli trochę starocią jechało, powinna być to kolekcja 2009-2010. Przypomina mi się stara wersja filmu Star Trek, gdzie kosmonauci mieli bryczesy, nosili obcisłe bluzki i dzwony, a kosmici wyglądali jak gwiazdy Rocka!!
Film był nisko budżetowy, ale co zrobić, takie czasy. Jedynym sponsorem na jakiego mogli liczyć był producent taniego wina, "Patykiem pisane WINO", tak to zawsze się gdzieś upchnie jakieś Pepsi, Suzuki albo Plusa, i już więcej pieniążków jest na film.
Wg standardów reżysera, młody Punk był: młody, grzeczny, powyżej dwóch dni nieobecności w szkole miał wyrzuty sumienia, od czasu do czasu wypił wino, palił fajki, podrywał koleżanki ze szkoły, grał w kapeli, aha no i wyrywał starsze panie. Głowy bohater miał taki wyraz twarzy że trzeba było się domyślać czy ma mongolizm czy po prostu taką mistrzowską mimikę twarzy.
O reszcie ciężko napisać bo treść i sens filmu były tak rozmyte, jak makijaż po godzinie płaczu. Ludzie ci nie mieli żadnej ideologii. Nie wiadomo czy celem ich był festiwal w Koszalinie, czy może miłość, punk? Bohaterowie są bezpłciowi. Główny bohater ma ojca oficera marynarki. Zycie jak w Madrycie, ojciec wspiera syna w punkrocku, na wszystko mu pozwala, no ogólnie bajka, tego się spodziewaliśmy? Następny natomiast ma ojca tyrana, ten go bije...ale nic to do filmu nie wnosi. Scena gdy okazuję się że został pobity trwa 3 sekundy, wszyscy mówią "a to chuj" i biegną dalej szczęśliwi trzymając się za ręce!! W filmie niema żadnej konsekwencji. Śmierć babci głównego bohatera, wnosi tyle że sobie myślimy, ale ten Chyra to dobry aktor. Nigdy więcej nic się o tym nie mówi, nie zmienia się w żaden sposób styl życia, myślenie. Babcie zmarła i koniec...jak w życiu. Żadne z pokazanych w filmie wydarzeń, nie mają żądnych konsekwencji. No nie wiem, chwilowej depresji, rozmowy, śmierci..no nic.
Stan wojenny został przedstawiony jako problem osobisty rodziny bohatera, co powiedzą sąsiedzi, czy będę miał pracę? Na ulicach przed oknem stoi dwóch żołnierzy, a na ulicy jedzie transport wojska. O i już po stanie wojennym.
Natomiast są i plusy. Olga Frycz i Katarzyna Herman pokazały cycki. I to by było na tyle.
Film dostał wiele nagród. Uhonorowany został Złotym Klakierem na 34 Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, wyróżnienie dla najdłużej oklaskiwanego filmu w konkursie głównym!!!! Słabo? Do tego jeszcze ponoć to najbardziej Zbuntowany film roku?! Też słabo?
Czy autorzy scenariusza, reżyser i inni, widzieli film "Ostatni dzwonek"? Myślę że nie, bo by im było wstyd za swoje dzieło.
Tak czy siak ten film będzie zajmował ważne miejsce w moim życiu. Pokaże go mojemu dziecku i powiem: "Tak właśnie nie było".

wtorek, 19 stycznia 2010

Dżołk

Przed wysokim sądem zeznaje pokrzywdzona kobieta...
- Pani opowie jak to się stało..mówi sąd,
- no Wysoki Sądzie, myłam podłogę kiedy ten nikczemnik podszedł mnie od tyłu, mocno złapał i zgwałcił, żali się chlipiąca kobieta,
- no ale czemu Pani nie uciekała?
- Gdzie miałam uciekać? Kurwa na umyte??

poniedziałek, 18 stycznia 2010

Kup Pan cegłę

- Dzień dobry, nazywam się Grażyna Wxxxxx. Dzwonie z Powszechnego Biura Kredytowego. Niedawno brał u nas kredyt na samochód?
- Tak, słucham?
-Przygotowaliśmy dla naszych klientów specjalną noworoczną ofertę "Umocz z PBK". Tak się składa że pan jest zadłużony jak sto skurwysynów i postanowiliśmy sprzedać panu przysłowiowy gwóźdź do trumny, jest Pan zainteresowany? Jakaś inwestycja w tym roku?
Samochód?
- Ale ja dwa lata temu kupiłem samochód...Fiata Doblo?
- To może jakieś ubezpieczonko do tego samochodu?
- Też dziękuję,
- No to do usłyszenia następnym razem,
- Do usłyszenia....
W ten sposób przy marce Fiat, będzie napisane: Kontakt dopiero po 3 latach. W linijce z dwoma latami zostanie Renault, Peugot i Suzuki.

piątek, 15 stycznia 2010

Polska, mieszkam w Polsce

Jęków, płaczu i narzekań nie było końca. Media, całą uwagę skupiły na tej tragedii. Wielu złorzeczyło, niektórzy płakali.
Myślicie o Haiti? Nie to Polska zima.
Czy u Nas, musi dojść do takiej tragedii jak tam, żeby ubijacze piany i wiecznie narzekający Naród Polski, zrozumiał że ma jak u Pana Boga za piecem?? Czy II Wojna Światowa, daje nam mandat do bycia najbardziej pokrzywdzonymi ludźmi świata? Czy najmniejszy problem stojący na drodze tego narodu musi doprowadzać do ogólnonarodowego lamentu. Na świecie dzieje się wiele złego, giną dziesiątki tysięcy ludzi. Ludzi czekających na pomoc. Tam nie przyjedzie strażak, policjant czy strażnik miejski i nie odholuje samochodu z przejścia dla pieszych, nie zdejmie kota z drzewa, albo nie opierdoli sąsiada. Tam pomoc będzie docierać całymi latami. Tam setki tysięcy ludzi nie mają nic!! Nie mają już bliskich, domów, ubrań, jedzenia...nic. No u nas, jak coś się stanie, to odda ubezpieczenie, ale jest tragedia? No jest.
Każdy z Nas, ma jakieś swoje małe lub większe tragedie. To oczywiste. Sztuką jest, aby te małe, niepotrzebnie nie stawały się wielkimi.
Żal mój trafi do kilku tylko osób, ale jest to żal szczery i niestety uzasadniony.
Trzymam kciuki za naszych 63 ratowników, oraz ich psów. Mam nadzieję że uda się uratować kilka istnień.

środa, 13 stycznia 2010

Bita piana

- Zima Napierdala na Maxa, mówiły szczerze przejęte oczy, zasypanej śniegiem reporterki. W tle najbardziej zaśnieżone i zakorkowane miejsce w mieście, jakie udało jej się znaleźć na szybko. Całą noc jechała. Rada programowa skończyła się o 2 w nocy!!
Ustalili tam że tematem numer 1 jest Zima!
Na śniadanie zasypane drogi i zaspani drogowcy, po śniadaniu ofiary i wypadki, na obiad połączenie tego wszystkiego plus jakieś tam ciekawostki. A to że przez nie odśnieżoną drogę autobus spadł z wiaduktu, nie dlatego że miał łyse opony! (to jest temat na wakacje)Autobusy nigdy nie maja łysych opon, a to że gdzieś tam Pani Mariola nie może wyjść z domu bo tyle śniegu napadało, a to że górale się cieszą bo dutków dużo będzie!!
Od sylwestra jedyne co słyszymy to że jest tragedia, masakra, ludzie odcięci od świata, kolejki w marketach, ludzie się szykują do zimy ośmiolecia. W mediach podkręcanie paniki, jak ze Świńska Grypą, kryzysem, zakopianką po świętach, napisem w Oświęcimiu i innych. Wszystkie tematy się pokończyły. Człowiek to takie stworzenie które bardzo szybko się przyzwyczaja. Na początku zimy każdy jeździł delikatnie. Teraz gaz do dechy i bokiem w zakręt gdzie się tylko da. Oglądalność spada. Oni o tym wiedzą. Za tydzień będziemy słyszeć tylko o katastrofach powyżej 5 osób, autobus znowu zacznie mieć łyse gumy..a między wierszami wyczytamy, a już za tydzień zapraszamy na powódź dziesięciolecia.
Ale co zrobić taki to niewdzięczny fach.

sobota, 9 stycznia 2010

Zima zła

-Gustlik, ładuj odłamkowym i ognia, a ty Gregorij, gaz do dechy i w drogę, pomyślał kierowca ze szczerym uśmiechem na twarzy. Czemu nie pożartować, przecież czuł się jak czołgista.
Jego samochód ciężko było rozpoznać. Był cały zasypany śniegiem, oknem na świat była jedynie mała szpara na przedniej szybie, przetarta w śniegu.
- A co się będę wysilał, i tak cały czas pada. Zanim bym go odśnieżył to mógłbym równie dobrze nie wychodzić do pracy.
Miał wyrzuty sumienia, prawie nic nie widział, łamał przepisy a na dodatek szyby parowały od środka. Do przodu gnało go wrodzone lenistwo. Uczucie to dominowało w jego życiu. Ale nie w tym rzecz.
- Gdzie to zasrane globalne ocieplenie?? Non stop w telewizorze, słyszy że tu protestowali, tam stopniały lodowce, a gdzie indziej znowu jest jakaś powódź?
Cholerna banda nierobów. Są wszędzie gdzie się da wyciągają od ludzi kasę. Taki Al Gore, bierze pewnie ze 200000$ za godzinę pierdolenia o topnieniu lodowców, specjalista od siedmiu boleści. Kto za to płaci?
Wzięli by się za jakąś robotę, może jakiś zasrany wulkan by wysadzili i by się w końcu cieplej zrobiło? Niee, lepiej wyskoczyć na golasa z kartką u szyi i twierdzić że ochronił właśnie metr lodowca, że dzięki temu prawie uratował świat, podobnie jak wojownik Al-kaidy, wysadzający się gdzieś w autobusie. Można się też wdrapać na komin i napisać wielkie stop.
Tak swoją drogą ciekawe jak interpretują taki paragraf współwięźniowie??
Mam dosyć zimy, śniegu i wiszących gili z nosa, odśnieżania samochodu i dziesięciu warstw ubrań na sobie. Na nartach nie jeżdżę i łatwo łapie zimową depresje.
Jeśli tak ma wyglądać globalne ocieplenie, to ja gorąco dziękuje!!!

piątek, 8 stycznia 2010

Prawdziwa miłość

-O rzesz kurwa jego pierdolona mać... Wycedził przez zęby.
Jego stężała od nienawiści twarz, skierowała sugestywnie oczy w kierunku ziemi.
Tam, niczym gryzący go w kostkę wąż wiła się brudna i mokra sznurówka.
- Ty debilu, tyle razy ci mówiłam żebyś zrobił porządek z tą zasraną sznurówką. Mam nadzieje że wybijesz sobie wszystkie zęby, albo złamiesz rękę, mam dosyć ciebie i tych twoich zachowań - pomyślała kobieta uśmiechnąwszy się ze zrozumieniem w kierunku mężczyzny.

czwartek, 7 stycznia 2010

Miły wieczór

- Tato!! Mogę iść z Markiem na noc do Urzędu Miasta??
- A dlaczego do Urzędu Miasta?
- AA bo tata Marka tam nocuje.
- Tata Marka pracuje w UM??
- Nie, ale mają tam strajk okupacyjny. Wszyscy z mojej klasy tam są i tata Marka. Ale wiesz wszyscy to popierają.
- Tzn strajkują sami 16-to latkowie? A po co?
- A bo wiesz, chodzi o 500 milionów złotych, na jakiś ośrodek kultury czy coś..
- 500 mln złotych, może na Camerimage Łódź Center???
- OO tak, tak, właśnie to. I chodzi o to żeby oni dali te pieniądze i wtedy Łódź będzie już mega znanym miastem.
- A to dlaczego wy tam strajkujecie..?
- A bo Marek prosił, wiesz telewizja jest...
- NO dobra, ale tylko jedna noc..

Morderczy instynkt

Dokumenty, kluczyki, wszystko mam. W drogę. Silnik pali na dotyk. Ahhh, jak ja uwielbiam ten dźwięk. Silnik pomrukuje delikatnie, jak duży kot, leżący na gorącym piecu. Lusterko, lewa wolna i gaz. Jeden, gaz, dwa, gaz...wszyscy zostają w tyle. Pocałujcie mnie popaprańcy.. Możecie mi naskoczyć. Co za stan, niech silnik się zagrzeje to wam dopiero pokaże. Nikt się kurwa nie wciśnie!! Uwielbiam patrzeć na wybałuszone gały, jak na ograniczeniu 50, lecę 120!! Nikt mnie nie może dojść, lecę po bandzie!!!
Niestety mam dwa foteliki dziecięce i Toyotę Yaris, ale już niedługo będę miał prawdziwego potwora....

środa, 6 stycznia 2010

Karzełki dwa

W związku z zapowiadaną zmianą ustawy, wprowadzającej parytety, zupełnie przypadkowo Jaro, wywalił przykurcza Gosiewskiego z roli szefa klubu. Jak by nie patrzeć ten ostatni na kobitę nie wygląda. Oczywiście w pierwszych słowach zapowiedział że nie ma to żadnego związku z parytetami, oraz że Przemo to pełen fachura i tak naprawdę to mógbły tę funkcję pełnić dalej, ale jest do objęcia posada szefa koordynatorów, koordynatorów akcji zdrowe państwo, czy coś. Przemo naprawdę musi być szczęśliwy. Myśli se pewnie że chuj w te parytety, no ale co on biedny może...
Trzeba być elastycznym mówi w kuluarach polityk PIS, jak gumka w majtach dodaje drugi. Więc jak wchodzą parytety musi być kobieta!! Więc stało się. Wyszczekana pani Gęsicka, została szefem klubu. (chyba z klanu rodzin na G)
O co chodzi? Myśli większość działaczy partyii Pis-u. Dziwne, powinni już się przyzwyczaić do faktu że tu nie chodzi o nic, tylko o modę, jak zawieje tak się dzieje. Ale tok myślenia sześciolatka, jak na razie ma niezłe branie więc po co to zmieniać??
Dobra, niech będzie chociaż, ona dziobem dobrze kłapie, nie wie o czym, ale ważne że się sama z tego nie śmieje. No i nie nosi za dużej marynarki :)
Tak więc za parę lat, szefem klubu będzie gej, a Gosiewski w końcu będzie mógł zatańczyć na love parade W Warszawie. Ile można chodzić w garniturze po plaży??

wtorek, 5 stycznia 2010

Dzień jak codzień

Dlaczego ten weekend tak szybko mija? Od północy już nie spałam. Znowu przeczekam cały tydzień na proszkach uspakajających. A znajomi mnie męczą, „daj sobie spokój”, „odpuść’. Najmądrzejsi ludzie świata, co oni sobie myślą? Że kto ja jestem? Jakaś fajtłapa?
Fakt, prawo jazdy zrobiłam 2 lata temu, ale dalej nie czuje się pewnie na drodze, nawet bardzo nie pewnie, ale to ciiiii…. Szczęście sprzedawca mi doradził mocny silnik, to nadrabiam na prostych. Te akurat lubię, gaz do dechy i lecę. Debile, stoją w korkach na pasie do skrętu w prawo, hihihi..
Ale, ale tych ulic nie można ogarnąć. Tłok, światła, przepisy, kierunkowskazy, biegi!!! No hello, przecież ja nie jestem robotem!!?? A namawiał mnie na automat.. Dobra, waleriana, kawa i do pracy. Umaluję się po drodze.. ;).

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Avatar - historia nieznana

10 lat temu pewna Amerykańska firma chciała wybudować wielkie osiedle w odległym mieście Warszawie.
Wysłali mniejsze firmy realizujące inwestycje rozsiane po całej Warszawie. Najbardziej atrakcyjne lokalizacje zamieszkałe były przez starych Warszawiaków, którym nie do smaku było opuszczanie swoich świętych miejsc. Nie liczyła się kasa, lecz zasady. Zasady chronione i pielęgnowane od wieków. Oni byli nie do ruszenia.
Dla prostoty pisania nazwę tę dzielnice Avatar, a amerykańska firmę X.
Firma X, przy pomocy podstawionych firm, podkupywała powoli tereny pod inwestycje. Mieli tez na dzielnicy Avatar swoją wtyczkę, która informowała ją o posunięciach i kulturze tubylców. Był to przystojny osiemnastolatek z przypuszczalnym rozdwojeniem jaźni, co trochę komplikowało sprawę.
Niestety, żadne metody nie pomogły. Firma X postanowiła na siłę wyludnić zakupione podstępnie tereny.
W miedzy czasie, okazało się że amerykańskiej wtyczce spodobało się życie blokersa, jaranie blantów po klatkach, polski Hip Hop i wieczne jazdy z policja. U nich w „stanach” wszystko było zakazane dla małolatów. Poznał też ich język i zakochał się w jednej z dziewczyn. Opanował wszystkie potrzebne umiejętności. Picie piwa bez czapki przy –10 stopniach Celsjusza na stole od pinponga, ucieczkę przed policja po lodowisku, oraz driftowanie starym Oplem Kadettem i Dużym Fiatem.
Nic dziwnego ze Avatarianie, nie chcieli opuścić swoich domów. Żyło się jak w bajce, wszyscy się znali. Pomoc społeczna zaspokajała wszystkie potrzeby mieszkańców, a ich wielki 17 piętrowy budynek był 2 lata temu ocieplony, i komu przychodzi do głowy go rozwalać?? Helooo?!!
Dumą mieszkańców Avataru był wielki kościół i dom kultury, gdzie obchodzili swoje święta.
Minęły 3 miesiące. Cierpliwość inwestorów się skończyła. Plan był prosty. Atak i zniszczenie Avataru.
Głupi mieszkańcy uciekną gdy zobaczą potęgę maszyn, pomyśleli w firmie X.
Gdy na placu pojawili się ochroniarze z ciężkimi maszynami, ludzie uciekli w panice.
Tak myślałem, pomyślał Jankes, z czarnej limuzyny.
Tego co wydarzyło się później nikt z firmy X się nie spodziewał.
Okazało się że większość mieszkańców Avataru, na co dzień nosi nóż za paskiem, a reszta trenuje Kraw Mage lub boks. Koparki nie miały szans z rozpędzonymi śmieciarkami, a pędzący 150km/h Poldon z 6 osobami na pokładzie mroził krew w żyłach każdego obserwatora. Z dzielnic ościennych zostali zwołani inni blokersi i kierowcy tirów.
Już następnego dnia robotnicy firmy X uciekali z nosami leżącymi na policzkach lub byli reanimowani przez służby medyczne.
Sprawy dokończyły polskie media i program Uwaga!!
Tak właśnie ocalono Avatar. A nasz Amerykanin żyje szczęśliwie w tej uroczej dzielnicy, założył rodzinę i prowadzi firmę. Co prawda planuje z czasem wyprowadzkę, ale to czas pokaże.

Tak właśnie pokrótce mogę opowiedzieć film Avatar. Mógłbym jeszcze napisać historie "Star Wars Pandora ostatnie twierdza rebeliantów", i jeszcze paru innych tytułów. Ogólnie polecam zobaczyć w kinie, w domu może sie komuś przysnąć.

Sylwester w Zakopanem cz. III

Zbieramy się do domu. Spakowani, kwatery opłacone, czekamy na taksówkę. Wracamy zaraz po sylwestrze, będzie luźniej w pociągu. Dojeżdżamy do dworca i przecieram oczy ze zdziwienia, a raczej przerażenia. Rój ludzi zmierzał w kierunku dworca, jak mrówki do lizaka. Podobna sytuacja co w tą stronę. Nie było chwili do stracenia. Rozliczenie, wypakowanie, lecimy na dworzec. Tym razem jest bardzo zimno i biało. Na peronach pełno ludzi. Trzeba ustalić taktykę, myślę że będzie podobna jak w Warszawie. Czyli walimy na chama do środka, rozpychamy sie łokciami a bagaże podajemy prze okno. Z tym pomysłem jakiś oryginalny nie jestem więc może być gorąco.
Było tak jak myślałem. Szturmu na pociąg nie powstydził by się oddział "Grom-u". Konduktorzy z pogwizdywaniem, przyklejonymi wąsami i okularami przeciwsłonecznymi oddalili się od pociągu, i hulaj dusza. Krzyki, szczęk szabli i sapanie. Selekcja naturalna, najsłabsi nie wsiedli. W pociągu już nie było tak wesoło. Wszyscy zmizerowani, jak by do Częstochowy przyszyli z pielgrzymką. Od razu widać że przydał by sie im urlop w jakimś innym miejscu. Najtwardsi coś tam popijają mówią ze było super itp.
W pociągu zimno, śnieg w korytarzu, kibel zamarznięty. Przez okno nic nie widać. Bajka, pełna integracja. Ale nie polecam.
Nie polecam podróży jak i takiego sylwestra. Ma on swoje dobre strony, ale to miasto lepiej odwiedzić w jakimś spokojniejszym okresie...Chyba wezmę jednak ten urlop.

Sylwester w Zakopanem cz. II

W pociągu było ciężko. Tłum na korytarzu, ciągle zajęty i obsikany kibel, śpiewy do rana, ale jakoś dojechaliśmy.
Wolałem się nie obudzić. Kac gigant, wszystko boli od spania na siedząco, i dwadzieścia minut czekaliśmy na wyjście z pociągu. Miałem dość. Na dworcu nie lepiej. Płacz, lament przekleństwa. Ludzie napędzani resztkami zapału świątecznego snują się jak duchy miedzy peronami. Co chwila ktoś do nas podchodzi i pyta czy nie potrzebujemy kwater. Nie dziękuje, nie dziękuje, nie KURWA DZIĘKUJE!!
Pogoda jest paskudna, mokro, pada, góry całe we mgle na chodnikach breja. Mam wrażenie że jestem w jakiejś mieścinie pod Warszawą.
Mamy cztery możliwości dostania się do kwater. Spacer, bo to chyba jest blisko, taksówka, bus lub autobus. Bierzemy taksówkę. Jedziemy, w prawo, w lewo, prosto w lewo, mijamy stoki, jedziemy jedziemy. Nie znam Zakopanego, ale czy ono jest aż takie wielkie?
Wygląda na to że jest mało ludzi, ale o 7 rano ciężko coś stwierdzić. Dojechaliśmy na miejsce. Chata była wielkości pałacu kultury i miała chyba ze 20 pokoi!!! Przychodzi gaździna, trochę ponarzekała bo mieliśmy być później itp. Pokoje, łóżka tv, wspólna łazienka i kuchnia. Gotować niestety musimy sami.
Juz zameldowani, śniadanie zjedzone, spać się nikomu nie chce, każdy chce oglądać Zakopane!!! Gaździna potwierdza że do centrum to z 10 min drogi na piechotę....Doszliśmy w godzinę idąc dosyć szybkim krokiem... Najprawdopodobniej górale biegają, a nie chodzą wiec może 10 min im się schodzi. Tak więc okazało się że z 10 min, zrobiła się średnio godzinka. Później dowiedzieliśmy się że i tak mamy szczęście..
Postanowiliśmy odwiedzić miejsca najbardziej znane. Gubałówka, hmm nic nie widać bo mgła, ceny w knajpach jak na starówce, wiec po herbacie i na dół kolejka. Całkiem się nią fajnie jedzie. Potem Krupówki, skocznia. Następnego dnia miał być Kasprowy, albo Morskie Oko. Ani to, ani to. Pochlaliśy i wstaliśmy o 12, w górach mgła...komu to potrzebne, jesteśmy już w górach.
Wszędzie było drogo, i dużo ludzi. Dowiedziałem się że Światem Zakopane, rządzi oscypek i dudki.
Święta jak to święta. Nic tylko picie i jedzenie, oby do sylwestra. Z kwatery rzadko kiedy wychodziliśmy bo wszędzie daleko. Dobrze że "sąsiedzi" byli fajni.
Zauważyłem jednak jedną prawidłowość. Każdego dnia, liczba samochodów i ludzi w Zakopanem, podwajała się?!
W sylwestra już się nie dało żyć. Dzień okazał się bardzo krótki. Do knajpy kolejka na jakieś 45 minut stania, sklepy oblegane, a na Krupówkach ze sto tysięcy ludzi!! Łołołoł... co jest?
Radość przez łzy. Miało być miło i spokojnie a okazuje się że ludzi jest więcej niż na Placu Konstytucji w Warszawie!! Ale spokojnie, trzeba wejść optymistycznie w Nowy Rok. Mamy problem ze znalezieniem jakiegoś miejsca, bezpiecznego miejsca!! Pada deszcz, wszędzie wybuchają petardy, w powietrze wzlatują fajerwerki. Ale "pięknie" mógłby pomyśleć sobie zboczony piroman, ale w tym nic pięknego nie było. Krupówki to dosyć wąska ulica, wiec wszystko co leci do góry, gdzieś tu spada. Zapach siarki, iskry, latające butelki, krzyki ludzi którzy wyglądali jak by osiągnęli orgazm życia, albo wygrali milion w totka. Ale trzeba się cieszyć, jesteś w Zakopanem!!! Pomimo że byłem lekko dziabnięty, miałem wrażenie że komuś impreza wyrwała spod kontroli. Nawet słowa kolegi że tutaj jest tak co roku, nie uspokoiły mnie zbytnio. O godzinie pierwszej w nocy, za wyjątkiem kilkunastu mocno pijanych osób było już po sylwestrze. Po półtorej godzinie spaliśmy już w łóżkach.
Następne dni zwiastowały polepszenie pogody. Chwycił mróz i zaczął padać śnieg. później okazało się że to nie było polepszenie pogody.. Postanowiliśmy odwiedzić Kasprowy. Postanowili też to zrobić, ci wszyscy co byli na Krupówkach, dzień wcześniej. Po trzech godzinach cieszyliśmy się pięknym choć nie czystym widokiem z Kasprowego. Pizza na górze, godzinka czekania bo sala pełna. Po wystaniu zjazdu w kolejce, wracamy.
Chyba wrócimy dzień wcześniej, wyprzedzimy tłumy......

Sylwester w Zakopanem cz. I

Od początku grudnia byłem niespokojny. Oczyma wyobraźni już spacerowałem po Krupówkach w doborowym towarzystwie. Tysiące pytań zaprzątały mi głowę. Czy pojedziemy samochodem, może pociąg? To się jeszcze pomyśli. I tak do "Zakopca" jedzie pośpieszny wiec nie trzeba kupować biletów wcześniej. PKP ma jedną złotą zasadę: Brak zasad.
Znajomi bywali wcześniej w Zakopcu i opowiadali że jest super. Fajny klimat, imprezki, można wjechać na Kasprowy i poopowiadać że się było w górach. Bajka.
Postanowiliśmy wyjechać na święta, żeby zaznać trochę klimatu gór. Kalendarz w tym roku sprzyja. Ciekawe czy będzie dużo ludzi? Kwatery zarezerwowali nam znajomi rok wcześniej. Ponoć fajne miejsce niedaleko od Krupówek. Co oni z tymi Krupówkami tak, czyżby tam nie było innego ciekawego miejsca?
Dzień wyjazdu. Jedziemy pociągiem. Impreza zaczyna się na dworcu. Wchodzimy na centralny i zonk...... Okazuje się że chyba cała Warszawa postanowiła wyjechać na święta do Zakopanego. Kolega klnie i mówi że mogliśmy startować ze "wschodniego". Na każdą osobę przypada pewnie po 3 torby, narty, buty....Masakra. Kolejka po bilety ma ze 20 kilometrów.
Bitwa na peronie. Środek natarcia szedł na 2 klasę, skrzydła lewe i prawe atakowało 1 klasę, ale nikt się nie poddawał, krzyki i zamieszanie. Odwody w postaci matek, żon i dzieci czekały do ostatniej chwili. Te ostatnie płaczą i krzyczą. Jak coś to wciągną je przez okno, damy rade!! Przerażeni kolejarze pochowali się w swoich przedziałach, mają taktykę na przeczekanie.
Jest ciężko, ale czego się nie zrobi dla wypoczynku w Stolicy Tatr!!
Jedziemy. Pełen skład w przedziale. Chcieliśmy ze dwa miejsca zatrzymać i udawaliśmy ze się rzeczy nie mieszczą...ale nie w takiej sytuacji. Chętni znaleźli się natychmiast. Do okien na szybko podbiegają panowie i krzyczą wódeczka, piwko.. My byliśmy zaopatrzeni.
Ruszyliśmy. Po godzinie humory się polepszyły. Wódeczka się leje. ktoś wyciąga telefon, leci muzyka. Powoli cały pociąg śpiewa i to nie kolędy.

piątek, 1 stycznia 2010

Zaufanie...

Co roku wieszamy na nich psy, opowiadamy kawały, życzymy wszystkiego najgorszego...a tak naprawdę codziennie oddajemy życie w ich ręce. Są to tak zwani "Drogowcy".

Temperatura -1.5 stopnia, ciemno jak w przysłowiowej dupie, śnieżyca taka że czułem się jak w kokpicie Sokoła Milenium, wchodzącego w nadprzestrzeń. Tablice świetlne ostrzegają że ślisko i niebezpiecznie. Jadę 100km/h, spocone palce zaciskam na kierownicy, czekając na najmniejszą oznakę utraconej kontroli. Ogólnie byłem mocno zesrany. W lusterku widzę zbliżające się światła. Z wielką prędkością wyprzedził mnie jakiś samochód, pędził pewnie ze 160km/h. Za chwile następny i następny...
Czy ja jadę za wolno, czy oni za szybko? Oni mają różaniec zawieszony na lusterku i służbowy samochód, ja nie a to dużo zmienia.
Jednak łączy nas jedno, zaufanie do służb drogowych....